Profile: whizz
Films comments:
Wojna, pokoj i historia
pewnej milosci....
Wczoraj spieralem sie z
przyjacielem przy okazji "Nieba
nad Berlinem" o kwestie waznosci
dialogu w filmie i jego
oddzialywania (poza obrazem) na
calkowity odbior filmu. Wlasnie
film Kusturicy stal sie jednym z
argumentow ktore przedstawilem.
Zgoda, film ma wiele
absurdalnych, a nawet
nierealnych scen (vide lozko
plynace po niebie), ale przy tym
(czego film Wendersa wlasnie mi
poskapil) i proste dialogi,
budujace cale napiecie, takie,
ktore nie absorbuja same przez
sie, a wciagaja w historie, co
pewien czas poznajac nas z
malymi problemami i codziennymi
sprawami mieszkancow bylej
Jugoslawii. Wprowadziwszy nas w
zwykle, wrecz sielankowe zycie,
wyprowadzaja nas spowrotem za
raczke i wioda na pole bitwy
gdzie staja przeciwko sobie
dawni sasiedzi. Na tle tego
wszystkiego - historia
odzyskanej wiary w milosc i
pointa, ze ta prawdziwa nie zna
przeszkod i zrodzic sie moze w
kazdych warunkach - nawet tych
najmniej sprzyjajacych. Moral i
owszem banalny, ale jakze
prawdziwy. Dzis juz malo kto
kreci filmy w ten sposob -
prosto, lekko i prawdziwie... a
szkoda!
Miedzy Mitgardem a
Aasgardem...
Noi Albinoi to obraz
skandynawski na wskros - i to
nie tylko dlatego, ze powstal na
dalekiej Islandii, a krajobraz
filmu to lodowe gory po sam
horyzont. Jesli ktos
kiedykolwiek mial wieksza
stycznosc ze skandynawami, lub
chociaz muzyka Bjork, Mum czy
Sigur Ros, zrozumie ten film
nawet jesli wylacza dzwiek. To
jeden wielki krzyk rozpaczy
duszony przez nakaz codziennego
zycia, osadzony w konwencji
polaczenia dramatu i czarnej
komedii. Mlody chlopak oglada w
przenosnym czytniku slajdow
obrazki z cieplych krajow, marzy
o goracej milosci i
temperamentnej mentalnosci.
Marzy o wszystkim czego nie
bedzie mial na swojej lodowej
wyspie dlatego musi uciec, musi
uciec daleko i najlepiej nie w
pojedynke... I kiedy odnajduje
bratnia dusze w dziewczynie
pracujacej na stacji benzynowej,
kiedy zaczyna porozumiewac sie z
ojcem, kiedy jest juz gotow -
cos sie wydarzy. Zobaczcie, nie
pozalujecie! Dajcie sie poniesc
tej historii...
Allen & Allen
Nie jest to najlepsza
produkcja Allena, ale z
pewnoscia warta uwagi. Do mnie
ten obraz trafil bardziej niz
"Zycie..." w minionym roku.
Opinia, ze ktos sie nudzi bo
Allenowski film, jest "gadany",
momentami
przeintelektualizowany, a
apogeum akcji to scena
przylapania kochankow przez
glowna bohaterke, to tak jakby
krytykowac Tarantino, ze jego
filmy ociekaja krwia. Idac na
Allena - wiadomo czego sie
spodziewac - przez lata pokazal
co go w rezyserii kreci i mozna
z duzym prawdopodobienstwem
okreslic co zobaczymy na
ekranie. Pointa - stac go na
wiecej, ale tendencja jest
rosnaca :) Polecam wszystkim,
ktorzy w kinie oprocz oczu i
uszu, do pracy zaprzegaja
rowniez mozg!
Academy Winning... jak
najbardziej zasluzony...
Zazwyczaj nie jestem
przekonany do wydawania
pieniedzy na filmy nominowane do
nagord Akademii; sa zwykle, co
zrozumiale, bardzo amerykanskie
(nie jest to wcale pejoratywne)
i niekoniecznie trafiaja w moja
potrzebe odnalezienia jakiejs
szerszej prawdy o zyciu,
czlowieku, jego odwiecznej
dychotomii i nie do konca
swiadomym obieraniu drogi do
zatracenia. Totez idac na
"Million Dollar Baby" (moj
faworyt translatorski :) wcale
nie spodziewalem sie, ze bedzie
to film inny niz te ktore dotad
Eastwood wyprodukowal,
wyrezyserowal i w ktorych
zagral. Nb. bardzo podziwiam
jego talent do umiejetnego
pokazania opowiadanej historii,
a jego filmy uwazam za swietne,
tyle tylko, ze zaden nie
poruszyl mnie (z wyjatkiem
"Doskonalego swiata" z 1993)
doglebnie. Wlasnie dzieki jego
ostatniej produkcji, odkrylem
dla siebie zupelnie nowe oblicze
rezysera, a "Za wszelka cene"
wstrzasnal mna, zjadl, przerzul,
wyplul i zostawil z otwartymi
ustami... Oczywiscie watek
wspinania sie po szczeblach
sukcesu, samospelnienia, nie
jest ani nowy, ani dosc dobry by
sluzyl za tworzywo calego
obrazu, Eastwood postawil wiec
na doskonala gre aktorska -
swoja i Hilary Swank (od
poczatku moja faworytka w walce
o Oscara), ktora zagrala swoja
role tak prosciutko, bez
dorabiania, przejmujaco i
urzekajaco, ze zakochalem sie w
tej roli. Koncowka, ktora
wycisnela kilka lez z moich oczu
(co mnie - cynikowi :) - nie
zdarza sie za czesto) jest
wspaniala kwintesencja sporow o
wage ludzkiego zycia. Film w
koncu nie udziela zadnych
ostatecznych odpowiedzi. To
historia dwojga ludzi, ktorzy
dzieki wspolnej pasji, odnalezli
w sobie brakujace ogniwa, sens i
potrzebe bliskosci drugiego
czlowieka i wsparcia, ktore moze
dac... Wspanialy film o sile, o
czlowieczenstwie, o wartosciach
najprostszych i
najwazniejszych...
Leo, tym razem naprawde
nalezal Ci sie...
Po nieszczesnym "Titanicu"
pokutuje opinia, ze Leonardo Di
Caprio nie jest dobrym aktorem,
ze nadaje sie wlasnie tylko do
rol "chloptasiow", a przeciez od
najmlodszych lat pokazywal, ze
ma niezwykly potencjal aktorski;
wystarczy przypomniec kreacje w
"Chlopiecym swiecie", "Co gryzie
Gilberta Grape'a", "Catch me if
you can". Tym razem, Leo
rozwinal skrzydla w pelni i
pokazal, ze stac go na aktorstwo
na najwyzszym poziomie. Rola
Howarda Hughes'a czlowieka o
wielkiej pasji, wielkich
ambicjach i charyzmie,
wpadajacego z jednej antypody
swojego szalenstwa w druga, to
prawdziwa kreacja przez duze
"K". Jestem zdziiony, ze
Akademia nie nagrodzila tego
prawie 3 godzinnego wysilku
Oscarem, szczegolnie, ze rola
Eastwooda nie byla az tak
wyrazista, powiedzialbym -
przekrojowa. Di Caprio udalo sie
wciagnac widza w historie
szalenstwa i geniuszu Hughes'a,
wzbudzic w widziu wspolczucie,
zlosc, radosc po podniesienie
sie z dna glownego bohatera.
Film tak mnie poruszyl, ze z
niemalym trudem udalo mi sie
odnalezc wczesniejsze filmowe
adaptacje historii zycia
Awiatora. Jedna z nich widzialem
dosc dawno temu i nie wywolala
na mnie takiego wrazenia, nawet
przy zalozeniu, ze pomijamy
skromne srodki uzyte przy
produkcji. Nie bez znaczenia
jest tez rola Cate Blanchet,
choc tu akurat liczylem na
Natalie Portman z "Closer".
Konczac, to wielki film,
Martinowi Scorsese udalo sie
zrobic film "ogromny" ale nie
rozdmuchany, gdzie historia
jednego czlowieka nie jest
przycmiona przez ogrom efektow
speclanych i mnogosc postaci
drugoplanowych. Polecam
goraco!
Closer then ever...
Krotko i na temat.
Polaczenie tej aktorskiej
czworki zaowocowalo niezwykle
pikatna i agresywna potyczka
aktorska, ktorej jakosci i
wkladu odtworcow nie mozna
zakwestionowac. To nie jest film
dla wszystkich. To film dla
ludzi, ktorzy lubuja sie w
"brutalizacji" ich intymnego
zycia; w brutalizacji rozumianej
jako nieustanna gra pozorow,
szukanie dziur w calym i
stawianie poprzeczek partnerowi.
Te cztery osoby sa z gory
skazane na porazke i wiadomo to
od pierwszych minut seansu.
Ogladamy wiec szarpanine
napedzana seksem (jako retoryka,
erotomani! :), zawiscia,
zazdroscia, meska ambicja
przeplatana kobieca prowokacja.
Jest tu wszystko dla tych,
ktorzy chca uzdrowic swoje
zwiazki, jest wszystko dla tych,
ktorzy skutecznie oparli sie
temu co sprowadzilo na manowce
bohaterow "Closer" - jako
potwierdzenie, ze dobrze robia.
Jest ciekawie, soczyscie i bez
dwoch zdan warto film zobaczyc.
Na uwage zasluguje swietna gra -
szczegolnie Owena i Portman,
ktorzy nb. oboje zostali za te
role nominowani do nagrod
Akademii.
Vera's Public Service
Mike Leigh znow pokazal na
co go stac. To bardzo inny film
- inny niz wszystko co ostatnio
trafilo do naszych kin. Vera
jest uosobieniem dobroci,
pokazanej z niezwyklym cieplem i
to niekoniecznie poprzez
kontrast z zimnymi, zasadniczymi
do bolu angielkami. Pomaga - bo
czuje taka potrzebe serca i
sumienia, ktore nie odzywa sie u
niej bo jest sercu
podporzadkowane. Do konca uwaza,
ze to co robi, to w jaki sposob
pomaga tym mlodym dziewczynom
jest sluszne choc wymiar prawa
ma na temat jej dzialalnosci
diamatralnie inne zdanie. Anglia
lat 50tych pokazana tak, ze
chlonie sie ja cala przez skore,
zielonkawo-szara sceneria i
szarzy, sztywni anglicy w
ktorych odnajdujemy zagrzebane
pod wielowarstowymi ubiorami -
prawdziwe uczucia - bezgraniczna
milosc, poswiecenie, wybaczenie,
zlosc. W filmie Mike'a Leigh
jest po prostu wszystko o
czlowieku. Nie wiem - moze zle
zrozumialem, moze przeslanie
byle inne, ale dla mnie problem
aborcji (jakze wciaz modny) jest
jedynie tlem do pokazania tego
czym jest "poswiecenie i sluzba
drugiemu czlowiekowi". Vera jest
wlasnie kwintesencja milosci
blizniego mimo praktyk stricte
niehumanitarnych bo przeciez
aborcja, usprawiedliwiona czy
nie - jest zaprzeczeniem
"humanum"... Polecam! Goraco!
Warto poznac Vere Drake!
A propos polskich filmow...
Jedynym dobrym polskim
filmem w ostatnich czasach, byla
"Symetria". Szczerze jestem
zalamany poziomem rodzimej
kinematografii w odniesieniu nie
tylko do amerykanow czy naszych
sasiadow zza zachodniej
zagranicy. Szwedam sie po
roznych festiwalach, ogladam
filmy nalogowo (pod koniec
miesiaca nie mam juz za wiele
pozycji w repertuarze) i ze
zgroza stwierdzam, ze Czesci,
Slowcacy, Wegrzy, Rosjanie - ba,
nawet Slowency - potrafia, a my
nie. Przeciez mamy o czym
krecic, mamy widownie, zaplecze
techniczne, ludzi i nawet
pieniadze sie znajduja, ale
wciaz mam wrazenie, ze
zapomnielismy jak sie to robi.
Wszystko co powstalo ostatnio
jest albo chaltura albo
przeintelektualizowanym kinem
"pokolenia 30-latkow" -
cokolwiek nim jest. Czekam,
wciaz wierze, ze wyjde z seansu
polskiej produkcji, oniemialy,
urzecony, z nadziej...
Na prawde mnie poruszyl...
Spodziewalem sie komedii w stylu amerykanskim, czegos na poziomie "Dwoch gniewnych ludzi", a dostalem o wiele, wiele wiecej. Przeslanie tego filmu jest o tyle glebokie co banalnie proste i przysiac bym mogl, ze pare lez mi splynelo z oczu. Goraco polecam. Ten film zbuduje Wasz zwiazek, znajdziecie czas dla swoich dzieci, oby nie na krotko. Bardzo dobre kino!